Dołącz Do Nas Na Forum / Join Us On Board

poniedziałek, 16 lutego 2009

Tłusty Czwartek


Historia pączka w Polsce sięga XVII i XVIII wieku, kiedy warszawscy cukiernicy szczycili się na cały kraj swoimi słodkimi wyrobami. Podawali, jak powinien wyglądać idealny pączek. Miał być maksymalnie pulchny i tak lekki, że wiatr zdmuchiwał go z półmiska.
Pierwsze „pączki” wcale nie przypominały dzisiejszych słodkich smakołyków - sporządzano je z chlebowego ciasta, nadziewanego słoniną i smażonego na smalcu. Aż trudno to sobie wyobrazić…
Ale już w XVI wieku na stołach mieszczańskich w Tłustym Tygodniu zaczęły pojawiać się smażone na tłuszczu słodkie racuchy, bliny i pampuchy oraz rozmaite delikatne ciasta i „cukry”. W XVII i XVIII wieku swoimi pączkami i chrustami chlubili się cukiernicy większych miast dawnej Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Prawdziwy pączek „był tak pulchny, że ścisnąwszy go w ręku znowu rozciąga się do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska” (Kitowicz: „Opis obyczajów polskich”). Pączki wiejskie nie były tak lekkie, ale twarde i dobrze wypełnione marmoladą, tak że „specjałem tym można było nabić niezłego guza i podsinić oko” (Kitowicz).
W przeszłości Tłusty, zwany też Combrowym Czwartkiem, był dniem zabaw kobiecych. Celowały w nich zwłaszcza przekupki krakowskie. Legenda głosi, że ostatni czwartek karnawału wziął swą nazwę od nazwiska żyjącego w XVII wieku krakowskiego wójta Combra, złego i surowego dla kobiet rozstawiających swe kramy i handlujących na krakowskim rynku. W rocznicę śmierci wójta (rzekomo w Tłusty Czwartek) krakowskie kramarki, a także służące i wyrobnice urządzały wielką zabawę. Z czasem stała się ona dorocznym zwyczajem krakowskim. Wybierały spośród siebie marszałkową i - za krzywdy i poniewierkę jakich niegdyś doznawały od wójta Combra - brały odwet na wszystkich przechodzących przez rynek mężczyznach, a już zwłaszcza tych nieżonatych. Wprzęgały ich do kloca i kazały go ciągnąć za to, że wywinęli się od małżeńskich obowiązków, ściągały z nich futra i szuby, stroiły - na pośmiewisko - w słomiane wieńce, a nawet włóczyły po rynku, zmuszając do tańca i nieprzystojnych podskoków najpoważniejszych nawet mieszczan krakowskich. Trwało to tak długo, aż wykupili się brzęczącą monetą.
Tłusty Czwartek był jednak tylko wstępem do hucznych zabaw i różnorodnych zwyczajów, które odbywały się w ostatnie trzy dni karnawału. Podczas tych dni starano się najeść do syta dobrych rzeczy, aby przed zbliżającym się Wielkim Postem, wytańczyć, wybawić, wyśmiać i wykrzyczeć. Tańczono więc do upadłego w domach i w karczmach, a na ulice wsi, miasteczek i przedmieść wielkomiejskich wychodziły korowody wesoło pląsających i płatających figle przebierańców. Przebieranie się i wkładanie masek, czy choćby tylko czernienie sobie twarzy sadzą, było w ostatki regułą. Na wsi, która najdłużej zachowywała dawne swe zwyczaje, biegały po drogach i przychodziły do domów przebrane postacie, a wśród nich postacie zwierzęce, znane z wcześniejszych obchodów kolędniczych: koza, turoń, niedźwiedź i konik, a także bocian i żuraw (zwiastuny wiosny). Wierzono powszechnie, że wraz z nimi przychodzi do domów dostatek i urodzaj. Po ulicach biegali mężczyźni poprzebierani za kobiety, czarne, rogate diabły i inne cudacznie przyodziane postacie, zaczepiając przechodniów, porywając ich do tańca, ściskając i całując, a przy okazji czerniąc im twarze i ubrania sadzą. Wszyscy bez wyjątku przebierańcy natarczywie domagali się datków.
Dziś Tłusty Tydzień ogranicza się jedynie do Tłustego Czwartku. Nie zjadamy też słoniny, ale wyłącznie pączki i faworki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz